Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/209

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jak chcesz.
Dziewczynka pobiegła na koniec ogrodu i niebawem powróciła zadyszana.
— Jadą, Zosiu, naprawdę jadą! Są już za wsią!
— Poznałaś?
— A jakże!
— Ciekawam, jak można poznać kogo z takiej odległości?
— Kurz widać, Zosiu, jak cię kocham! Ja już słyszę turkot bryczki, a ty nie?
— Ani trochę.
— To dziwne, bo ja wybornie; teraz skręcili koło ogrodu. Słyszysz?
— Może... rzeczywiście...
— Ależ, naprawdę! Trzeba powiedzieć cioci.
— To powiedz.
— Ja wyjrzę z ganku!
Z temi słowy wybiegła, a niedługo dał się słyszeć turkot przed gankiem. Jadwinia zaraz wróciła.
— Cóż? — zapytała Zosia — przyjechali!
— Tak, przyjechał... Glancman i właśnie opędza się od psów.
— Glancman, — rzekła panna Zofia i zrobiła przytem dziwny grymas ustami.
Żeby wielki delegat, który jeździł z Czarnegobłota do Kopytkowa w nadzwyczajnej misyi od ca-