Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/229

Ta strona została uwierzytelniona.

cic. — A nie dopuszczaj sobie bardzo do głowy. Bóg miłosierny. Będzie lepiej, jak złe minie.
— Bądźcie zdrowi, panie Walenty, jedźcie z Bogiem.
W kilka godzin później Rokita wychodził z miasteczka pieszo. Koń został u Chasklowego szwagra, a otrzymane trzydzieści rubli miały być złożone, jako okup, za pewien czas spokoju.
Na tym to czasie duże chłop sobie nadzieje budował. Myślał o tem, że w spokojności zarobi, że trochę zboża omłóci, krowę sprzeda i wspomoże się na kupno drugiego konia.
Tak rozmyślając, szedł ku swej wiosce, przyspieszając kroku, aby jeszcze zdążyć przed nocą.
Pod „Zielonym łabędziem“ pani Małka przyjmowała gościa. Przyjechał dzierżawca z Zatraceńca, bohater chwili, o którego majątku mówiono już głośno w całej okolicy.
Piękna gospodyni powitała go nader uprzejmie.
— Aj, taki gość, taki gość! Dawno już pana nie widziałam. Co pan tak długo robił w Warszawie?
— A pani tęskniła?
— Dlaczego ja miałam tęsknić? Może tęskniłam, może nie tęskniłam...
— Chciałbym jednak wiedzieć.
— Oh! pan zawsze chce wiedzieć zadużo, pan zanadto ciekawy jest.