Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/230

Ta strona została uwierzytelniona.

— A pani zbyt skryta.
Małka westchnęła i odrzekła po chwili:
— Proszę pana, nie można mówić wszystkiego, co się myśli...
— A gdybym bardzo, ale to bardzo prosił?
— Co panu z tego przyjdzie? Czy pan wczoraj powrócił z Warszawy?
— Tak.
— Bardzo się o pana dopytywali.
— O mnie?
— Ach! cała okolica tylko o panu mówi, a pańskiem szczęściu, o pańskim majątku. Mówi i zazdrości i jak zazdrości! Na moje sumienie, pan jest teraz pierwszą osobą w naszych stronach, pierwszym kawalerem. Wszyscy ojcowie, którzy mają córki na wydaniu, dopytują się o pana. Co dziwnego, przecież pan teraz bogacz jest...
Młody człowiek uśmiechnął się kwaskowato.
— Zapewne — rzekł.
— Oj, panie, bogactwo, to jest wielkie szczęście, my zaraz o tem pomówimy. Tymczasem pan zapewne jest głodny?
— Rzeczywiście.
— Jest szczupak. Jaki szczupak! Mało kiedy może się trafić taka sztuka. Było co widzieć... śliczny kawałek ryby! Niech pan pozwoli do sali, zaraz będzie podane. Wino mam bardzo rarytne, świeży transport. Trafunkowy interes, kupione