Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/237

Ta strona została uwierzytelniona.

— Prawda, że tak jest, jak ja liczę? — zapytała, skończywszy rachunek.
— Myślałem, że trochę więcej...
— Niech mi pan wierzy, że nie; to dobrzy rachmistrze rachowali; mogli się omylić, niech o sto, o dwieście rubli, ale nie o więcej; ja za nich ręczę, jak sama za siebie. Jeżeli pan zechce zapłacić swoje dłużki, to pieniędzy panu nie wystarczy, a każdy będzie się upominał; będą panu robić przykrości; ale myśmy obmyślili dla pana sposób. Aj, ja się przytem napracowałam dużo. Tu była na pana cała komisya, a skończyło się na tem, że postanowiliśmy pana ożenić. To jest jedyna apelacya dla pańskich interesów i jeżeli pan tego nie zrobi, to może być źle... Ale pan posłucha dobrej rady. Pan się ożeni; ja panu każę.
— Dajmy na to, ale z kim?
— Z bardzo ładną panienką.
— Czy ją znam?
— Dlaczego nie? Sąsiadka, starsza córka pana Boreckiego z Brzozówki. Może nie ładna?
— Przystojna...
— Tylko? Na moje oko ona śliczna jest, a jaka delikatna, jaka edukowana i bogata! Panu Boreckiemu nie brakuje pieniędzy.
— Podobno...
— My wiemy; zresztą, niewielka sztuka wiedzieć; jego dochód duży, a wydatki małe, on, zanim