Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/252

Ta strona została uwierzytelniona.

w dzień do kościoła modlić się, aby Bóg dał bratu upamiętanie.
— Otóż to z babami!
— Z dziadami gorzej, mój bracie. Baba ma serce przynajmniej — czuje, a wy kamienie w piersiach nosicie... Słowa powiedzieć nie można. Tak chcę i tak ma być! Chce wydać najlepsze dziecko za jakiegoś obiboka i ani mu wyperswaduj.
— Przepraszam, nie jest on taki obibok, jak się zdaje.
— A cóż jest?
— Młody człowiek, dość zamożny.
— Odkądże to?
— Od niedawna. Właśnie mi żydzi mówili, że drobne dłużki, jakie miał, popłacił co do grosza i że niezadługo, za kilka miesięcy, ma odebrać znaczną sumę z zapisu.
— Proszę!
— Prócz tego, trzeba pani siostrze wiedzieć, że ma on zamożnego a bezdzietnego wujaszka, po którym napewno kiedyś majątek odziedziczy.
— No, no, ale cóż więcej?
— Czy jeszcze mało?
— Nietylko mało, ale nic!
— Jednakowoż dowiaduję się, że już kilka razy wyjeżdżał i że szuka majątku do nabycia, a dzierżawcę radby komu odstąpić. Człowiek przy-