Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/253

Ta strona została uwierzytelniona.

stojny, podobać się może, dobrze wychowany i nie słychać, żeby hulał...
Ciotka Gertruda uśmiechała się złośliwie.
— Panie bracie — rzekła — dziwię się.
— Czemu się dziwisz?
— Żeś taki łatwowierny...
— Wiem ja z dobrego źródła.
— Od kogóż?
— Od żydów, a oni wszystko wiedzą.
— Ale cóż wiesz? Co? Że popłacił długi? Dlaczegóż ty, panie bracie, swoich nie popłaciłeś?
— Dla prostej przyczyny, żem ich nie miał.
— A on popłacił, dlatego, że je miał! A czy popłacił, to jeszcze wielkie pytanie. Jedno więc wiemy na pewno, że umie długi robić; o tem ja już dawniej słyszałam. Cóż wiemy dalej? Że ma odebrać sumę z zapisu. Tymczasem jeszcze jej nie odebrał. Ma kiedyś dostać spadek po wuju, tymczasem wuj żyje, a majątek, jeżeli go ma, może zapisać komu innemu. Chce kupić majątek...
— Czy i temu siostra nie wierzy?
— Owszem, w to jedno wierzę.
— Przynajmniej...
— A wierzę dlatego, bo wiem, że posag panny Zofii Boreckiej wystarczy na kupienie niedużego majątku. Nie będą to magnackie dobra, ale folwarczek. Wierzę tedy, że pan dzierżawca Zatraceńca wolałby siedzieć na własnej fortunie i nie opłacać