Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/254

Ta strona została uwierzytelniona.

rat dzierżawnych, co mu przychodzi, o ile wiem, z trudnością.
— Zkądże to siostra wiedzieć może?
— Znam kasyera. I jeszcze w jedno wierzę — dodała, patrząc złośliwie na brata.
— W cóż takiego?
— Może będzie wolał umizgać się do Zosi, aniżeli do tej swojej żydowicy w Czarnembłocie.
Pan Jacenty zerwał się z krzesła bardzo oburzony.
— Co to za dziwactwa wygadujesz, moja pani siostro?
— Prawdę szczerą!
— Plotki chyba babskie.
— A więc niech będą plotki. Masz racyę, są plotki, które cały świat na własne oczy widzi i na własne uszy słyszy. Twój piękny kawaler po trzy i cztery razy tygodniowo bywa w Czarnembłocie „pod Zielonym łabędziem.“
— U Małki?
— A tak. Ładna, bardzo przystojna żydóweczka...
— Ładna, ale to niczego nie dowodzi. Przecież i ja tam bywam.
— Bywasz, panie bracie, kilka razy do roku, gdy masz zrobić sprawunek, ale nie przesiadujesz godzinami, nie umizgasz się, pieniędzy nie tracisz, tak, jak tamten pan.