Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/256

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jak chcesz, możesz wierzyć, albo nie; przekonasz się zczasem, że ja mam słuszność.
Nic tak szybko nie rozchodzi się, jak plotka dobrze puszczona.
O majątku Różańskiego opowiadano cuda, a im bardziej wieść oddalała się od Czarnegobłota, tem fortuna, jaka na młodego człowieka niby to spadła, wydawała się większą. Na granicy powiatu do stu tysięcy urosła, w sąsiednim już miliona sięgała. Najgorliwszym krzewicielem tej bajki był Mojsie Fisch, we własnej osobie. Kogo tylko widział, kogo spotkał, chłopa, czy żyda, czy jakiego dzierżawcę, wszystkim o nadzwyczajnych bogactwach Różańskiego opowiadał.
Nikt tak nie pragnął, żeby się Różański ożenił, jak Mojsie; nikt mu tak pięknej panny, tak wielkiego posagu nie życzył, jak Mojsie, ten Mojsie, człowiek zafukany i zarazem uczony, który nie powinien był zajmować się takiemi głupstwami, jak małżeństwo jakiegoś tam puryca z Zatraceńca. Atoli Mojsie wyobrażał sobie, że z chwilą, w której to małżeństwo się skojarzy, w domu „pod Zielonym łabędziem“ nastąpi zupełny spokój, a piękna Małka przestanie zasiadać przed lustrem i przypatrywać się swoim czarnym oczom, swoim ustom czerwonym i swemu zgrabnemu nosowi.
— Panie Walenty — mówił Mojsie do Wasąż-