Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/258

Ta strona została uwierzytelniona.

grał? No, ale żart żartem, ileż to ta sukcesya czyni?
— Czyja?
— A onego dzierżawcy z Zatraceńca?
— Dużo, panie Walenty, bardzo dużo! Ja chciałbym mieć to w majątku.
— Dziesięć tysięcy, dwadzieścia?
— Powiadają, że sto.
— Oho! sto tysięcy? Bajki, prześwietny sądzie. Łatwo to wymówić, ale mieć w kieszeni — trudno.
— On ma.
— To ci łajdak szczęśliwy!
— Dlaczego on ma być łajdak? Skoro człowiek ma sto tysięcy w majątku, to wcale nie jest łajdak i nie może być łajdak?
— A to dlaczego?
— Bo jest duży pan...
Wasążek zastanowił się nad tem zdaniem, wypił duszkiem kufel i rzekł:
— Prawda, sto tysięcy, to ma swoje znaczenie.
— Ma swój glanc! — dorzucił Mojsie.
— Że też to zawsze padnie na takiego, co nie potrzebuje.
— Coby pan Walenty zrobił, żeby miał sto tysięcy? — zapytał żyd.
— Co jabym zrobił? Juści wiedziałbym ja co robić.