Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/259

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale co?
— Najprzód, sprocesowałbym Kobiałkę do ostatniej nitki, żeby na ostatnie psy zeszedł w jednym roku...
— No, no, to już jest dobry interes, ale na to nie potrzeba stu tysięcy.
— Po drugie, przypozwałbym Zimnowolskich chłopów o pastwiska i wygon, co ongi do nas należał i także sprocesowałbym ich do nitki, a potem kupiłbym sobie folwark i... albo ja wiem, może dwa folwarki. A wy, Mojsie, cobyście z takiemi pieniędzmi zrobili?
— Namyśliłbym się, a może wykupiłbym okowitę w całej okolicy, a potem podniósłbym cenę.
Rozmowę tę słyszała Małka, weszła do stancyi i rzekła:
— Nie wykupuj zaraz, proszę cię, Mojsie, bo ja jutro po okowitę posyłam.
Szlachcic rozśmiał się.
— Widzisz, Mojsie, jeszcze stu tysięcy nie masz, a już ci żona nie pozwala robić z niemi, co chcesz.
— Owszem, ja mu pozwalam — rzekła piękna żydówka — teraz pozwalam mu, niech robi, co chce.
— A gdyby miał?
— Niech ma, ja mu życzę.
— Ale gdyby miał naprawdę?