Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/269

Ta strona została uwierzytelniona.

gdyż głosu jej jeszcze nie słyszał. Nie widział też nigdy uśmiechu na jej twarzy, ani nie mógł, choćby w przelocie, spotkać jej wejrzenia. Podziwiał tylko prześliczne, długie rzęsy, które cień na jej zarumienioną twarzyczkę rzucały. Kilkakrotnie usiłował zawiązać z panną Zofią rozmowę, ale to mu się nie udawało, gdyż Jadwisia uprzedzała siostrę w odpowiedziach, a ciotka Gertruda znajdowała zawsze jakiś pozór, aby Zosię odwołać:
— Moja Zosieczko, zobacz-no, czy się dobrze piecze, czy mleko przynieśli, czy nie trzeba czego ze spiżarni?
I Zosieczka znikała z pokoju na godzinę lub dłużej, rozmowę zaś z kawalerem prowadziła ciotka i Jadwisia.
W oczach Różańskiego Zosia mogła się wydawać jakby figurą z kamienia, istotą bez życia, automatem, który na skinienie ciotki posłuszny, porusza się, wstaje, chodzi, siada, ale milczy, zawsze milczy; lecz ta figura, niby kamienna, była piękna w każdym rysie swoim, wdzięczna i pełna uroku w każdem poruszeniu, zachwycająca w swym smutku, czy też nieśmiałości. Jej milczenie drażniło młodego człowieka, zadawało dotkliwe ciosy jego miłości własnej.
Dlaczegóż ta jedna patrzeć na niego nie chce, kiedy wszystkie w całej okolicy mają dla niego najprzyjemniejsze uśmiechy, teraz zwłaszcza; dla-