Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/274

Ta strona została uwierzytelniona.

Przytuliła głowę do ramienia ciotki i ta stara panna, zawsze szorstka, surowa w obejściu, rozrzewniła się i rozpłakała. Ale to wzruszenie zaraz przeszło. Panna Gertruda otarła oczy i odezwała się zwykłym, rozkazującym tonem:
— Idź spać, ciotka cię nie opuści.
Jadwisia, która przez cały czas tej rozmowy cicho siedziała w kąciku, wybiegła na środek pokoju i zawołała:
— Ach! ciociu, żebym ja tak kochała pana Stanisława, jak Zosia go kocha, tobym tego utrapieńca z Zatraceńca miotłą wypędziła z domu!
Panna Gertruda spojrzała ostro na figlarną dzieweczkę.
— A ty dzieciaku! — krzyknęła — to ty tu jesteś? O kochaniu rozprawiasz? Ruszaj mi zaraz spać! Jeszcze od ziemi dobrze nie odrosło, a już o miłości dyskursa prowadzi. Taki bęben!
— Niech ja sobie będę bęben — rzekła Jadwinia do siostry, po odejściu ciotki — ale energię mam i niechnoby kto ze mną chciał wojować!
— Cóżbyś zrobiła?
— Ja? Takbym mu dokuczała, tak z niego szydziła bez miłosierdzia, takąbym się stała dla niego czarownicą, jędzą, wiedźmą, taką sekutnicą