Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/284

Ta strona została uwierzytelniona.

nia nie umiał. Spostrzegł tylko, że Małka jest bardzo zła i zagniewana, że wytargała za uszy posługującego w sklepie żydziaka, a kucharkę swoją obrzuciła gradem strasznych przekleństw.
Mojsie nieśmiało zapytał o przyczynę gniewu, a usłyszawszy lakoniczną odpowiedź: „Idź do dyabła!“ — poprzestał na tej informacyi i udał się na rynek, gdzie zazwyczaj można się było dowiedzieć o wszystkich nowościach dnia.
W Brzozówce wszystko napozór szło zwykłym trybem. Zosia coraz była smutniejsza, a ciotka Gertruda przestała ją pocieszać.
O panu Stanisławie nie wspominała wcale, pomimo, że dwa razy jeździła do jego matki na Majdan.
O czem tam radziły i co uradziły, nie mogły się panny dowiedzieć, ale to się jakimś sposobem wykryło, że posyłały po dziada Błażeja.
I to również na jaw wyszło, że Błażej był, że mu pani Zawadzka torbę różnym prowiantem napełniła, że obie z ciotką Gertrudą długo mu coś opowiadały i przykazywały i że zaraz potem dziad poszedł i jak poszedł, tak przepadł, jak kamień w wodę. Parę tygodni upłynęło, a Błażeja ani na lekarstwo.
Borecki coraz siostrę na konferencye zapraszał.
— Moja pani siostro — mówił — trzeba z tem