Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/287

Ta strona została uwierzytelniona.

— Będzie...
— I na to się zgadzam. Ale dotychczas nie ma. Niech-no ureguluje wpierw interesa, niech podniesie spadek, a przynajmniej niech się z nim wykaże czarno na białem; bo, widzi pan brat, ja, choć baba jestem, a może właśnie dlatego, żem baba, wierzę tylko swoim oczom. Co jest na księżycu, czy za górami, to mnie mało obchodzi; co mam mieć, chcę mieć na stole, przeliczone, jak się należy. Zdaje mi się, że dawniej i pan brat takie miał zdanie, to też nie było zdarzenia, żeby cię kto na dudka wystrychnął, przynajmniej za mojej pamięci. Od czasu, jak jestem w Brzozówce i to biedne gospodarstwo domowe prowadzę, nie trafiło się, żeby przy jakimkolwiekbądź interesie kto pana brata oszukał. Nikogo brat nie skrzywdził i nikomu skrzywdzić się nie dał. Spodziewam się, że i przy wydaniu córki tak będzie. Co brat daje, to jest widoczne i jawne; niechże pan młody również widocznie i jawnie wykaże, co posiada.
Ten argument był najskuteczniejszy, ale jeszcze nie ostatni, ciotka albowiem postanowiła wyczerpać odrazu wszystkie racye.
— Nareszcie, panie bracie — rzekła — i ja nie mogę się skompromitować.
— Skompromitować?
— A naturalnie. Powiedziałam zaraz na wstę-