Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/290

Ta strona została uwierzytelniona.

wynurzenia pani dobrodziejce tego, co oddawna wypowiedzieć jej chciałem. Ja pannę Zofię kocham i będę najszczęśliwszy, jeżeli za zezwoleniem ojca i pani dobrodziejki, zechce zostać moją żoną...
— Więc pan oświadcza się o rękę Zosi? — zapytała, przybierając minę bardzo poważną i nic dobrego nie wróżącą.
— Tak jest; pani... i błagam...
— Niech pan mnie nie błaga, moje bowiem zdanie niewiele znaczy w tym razie. Zosia ma ojca, ale kiedy pan do mnie zwraca się z zapytaniem, to dam panu chętnie, nie odpowiedź stanowczą, ale pewne wskazówki, mogące się na coś przydać. Nie grajmy w ślepą babkę; częste pańskie odwiedziny dały nam poznać, o co idzie i mówiliśmy z bratem o tym przedmiocie. Brat jest względem pana usposobiony dobrze...
— O! dzięki stokrotne!
— Za pozwoleniem, dotychczas jeszcze nie ma za co. Brat mój lubi pana nawet i nie miałby nic przeciwko temu, żebyś pan został jego zięciem; lecz Zosia jest jeszcze bardzo młodziutka... pana zna tak mało...
— Postarałbym się, aby ją uczynić szczęśliwą!
— Nie wątpię o tem, lecz nie trzeba działać pośpiesznie. Ja jestem dla pana bardziej życzliwa, niż pan sądzisz i dam panu dobrą radę. Poczekaj pan z pół roku i nie narzucaj się przez ten czas Zo-