Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/312

Ta strona została uwierzytelniona.

— Co ja mam myśleć o zdrowiu takiego paskudnika? Niech on zdechnie!...
— Stoimy przy pytaniu, Mojsie. Jak wam się zdaje, czy dyabeł jest zdrów i czy ma siłę?
— Bez obrazy waszego honoru, ale ja nie jestem dyabelski doktór. Zresztą, co mnie do tego? Uszer, ja nawet nie mogę zmiarkować, co was to obchodzi?
— A jednak zastanówmy się nad tą kwestyą. Nie mówię o milionach drobnych dyablików, tego tałałajstwa, tej hołoty, która się codzień rodzi ze złych uczynków i która ginie od jednego spojrzenia, od jednego zaklęcia, od kłębu dymu z fajki sprawiedliwego. To są muchy, komary, sam drobiazg. Ale mówmy o prawdziwych szatanach, o tych, co stoją na zdradzie ludziom i prowadzą swój interes hurtowo, na wielką skalę. Stawiamy kwestyę: czy oni są zdrowi, czy nie?
— Niech ich dyabli porwą?
— To nie odpowiedź, Mojsie.
— To nie pytanie, Uszer. Niech kto spróbuje wziąć takiego łajdaka za puls, niech opuka jego nieczyste boki! Ładnie będzie wyglądał!
— A jednak łatwo znaleźć odpowiedź.
— No, no bardzo jestem ciekawy?
— Bierzmy rzecz gruntownie. Dyabeł istnieje od początku świata i będzie istniał do końca świata. Czy wierzycie w to?