Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/322

Ta strona została uwierzytelniona.

Jak myślisz, czy tu będzie właściwe miejsce dla gwoździków?
— Co mnie teraz gwoździki obchodzą? Czy tu będą, czy gdzieindziej, to mi zupełnie wszystko jedno.
— A przepraszam, moja siostro, tak nie idzie. Według mnie, nie masz już powodu do zmartwienia; z tym Zatraceńcem coś niedobrego się zrobiło. Ja to czuję, ja wierzę w znaki.
— O jakich ty znakach ciągle mówisz, moja kochana?
— Widzisz, Zosiu, mam takie przekonanie. Naprzód zwykle śnieg ginie i lód topnieje, rola zaczyna się czernieć, przylatują skowronki, za skowronkami niedługo zjawiają się bociany, potem jaskółki i różne ptaszki, trawa się zieleni, na wierzbinie ukazują się kotki, na agreście malutkie listki, można już zbierać fijołki...
— I cóż ztąd?
— Co? To są, kochanie, znaki, po których łatwo poznać, że idzie wiosna, że będzie coraz milej, coraz piękniej na świecie. Otóż te znaki, o których ci mówiłam poprzednio, zdają się być zapowiedzią twojej wiosny. Ja mam takie przeczucie, Zosiu — i doprawdy, co nam po wielkiem państwie, po cudzych sukcesyach i majątkach, dość dla nas tego, co mamy.
Zbliżyła się do siostry, objęła ją, ucałowała