Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/323

Ta strona została uwierzytelniona.

serdecznie, a potem obie pochyliły się nad rabatką i z różnych torebek, woreczków, paczek, wydobywały nasiona, aby je w ziemię rzucać.
W tym samym czasie Borecki, powróciwszy z pola, kazał zaprządz konie do bryczki. Usłyszawszy to panna Gertruda, porzuciła robotę i pobiegła do brata.
— Podobno pan brat wyjeżdża? — zapytała.
— Tak, pani siostro, wyjeżdżam do...
— O, nie pytam dokąd? Idzie mi tylko o to, kiedy wrócisz, czy mamy czekać z obiadem?
— Zaczekajcie... albo nie, nie trzeba. Zresztą, jak chcecie.
— Nie jak my chcemy, ale jak brat sobie życzy. Cóżby to był za dom, w którym nie stosowanoby się do woli gospodarza?
— Kiedy w samej rzeczy, pani siostro, ja nie wiem, może wrócę prędko, może zabawię dłużej; jak wypadnie. Droga niedaleka, lecz...
— Panie bracie, nie jesteś szczery ze mną, to źle?
— Ależ...
— Źle, źle! Masz, oprócz dzieci, jedyną istotę życzliwą na świecie i nie powinienbyś ukrywać przed nią...
— Kiedyż-bo ja nie mam nic do ukrywania...
— A przepraszam, chociaż ja jestem kobieta,