Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/328

Ta strona została uwierzytelniona.

szedł dziesięć kobiecych, postarałam się przeto o dowód.
— Jakim sposobem?
— Posłałam kogoś na miejsce, aby obejrzał to nadzwyczajne dziedzictwo i dowiedział się, ile ono warto.
— Zapewne użyła pani siostra jakiego żyda?
— Nie, panie bracie, posyłałam dziada, Błażeja Pokrzywę. Dowlókł on się na miejsce, wszystko zbadał i spenetrował doskonale, ze szczegółami najdrobniejszemi i obszerną relacyę mi zdał. Przyjdzie on tu jeszcze dziś po południu, może brat zechce go wybadać i rozmówić się z nim. Warto, doprawdy. No, powiedziałam już wszystko, zrobiłam, co do mnie należało, odchodzę; niech się pan brat zastanowi i niech postępuje dalej, jak uważa.
Z temi słowy ciotka Gertruda wyszła. Borecki pozostał sam w pokoju. Doznawał on bardzo przykrych wrażeń, bo i plany względem córki, jakie zaprojektował sobie i ułożył, obracały się w niwecz — i zawód doznany go bolał.
Borecki polubił młodego dzierżawcę, a wyobrażał sobie, że będzie miał z niego pociechę; nie mając syna, pragnął mieć zięcia według swojej myśli i mniemał, że właśnie Różański takim synem przybranym dla niego się stanie.
Słowa siostry rozwiały złudzenia. Borecki marszczył się, targał wąsy, wreszcie przez otwarty