Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/344

Ta strona została uwierzytelniona.

Ponieważ w pokojach strasznie panowie licytanci nadymili, przeto wyrzucono ich na dwór. Urzędnik, prowadzący licytacyę, kazał postawić stolik na ganku, woźny ulokował się na wysokiej ławie a wójt, przy pomocy sołtysa, utrzymywał porządek, przemawiając łagodnie, ale zarazem stanowczo:
— Nie pchajta się, cygany jedne! Odstąpta, łajdaki! Naźreta się jeszcze dość cudzej krzywdy!
Ponieważ Mojsie Fisch, usłyszawszy okrzyk: „Kto da więcej?“ — poczuł w sobie przebudzonego lwa i zaczął się okropnie rzucać, sołtys żelazną łapą ujął go za kołnierz i jak kociaka wyniósł z pośród gromady.
Biedny Mojsie i pożałowania godzien!
Ordynaryjny chłop zepsuł mu pierwszy smak uczty i odepchnął go od głównego stołu; ale przebudzony lew ma siłę i niełatwo daje się pokonać, to też Mojsie obiegł gromadę dookoła i wypatrzywszy miejsce stosowne, wśliznął się znowu, jak wąż, aż do samego stołu.
Małżonka jego, trzykrotnie obrażona w tym dniu, z czarnych źrenic miotała pioruny. Była na obliczu czerwona, jak krew, chwilami zacinała usta i przygryzała je ze złości, to znów z gardła jej wydobywały się jakieś dźwięki chrapliwe, w których drgała chciwość i zemsta.
Mojsie, spojrzawszy na swoją małżonkę, przeko-