Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/349

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nieprawda, to rewolwer. Daj-no go, on ci niepotrzebny...
— Ale...
— No, no, nie dysputować, lecz słuchać, dawaj bracie. Zabieram go i zatrzymam, jako depozyt... I rzeczy twoje, sprzedaży nie podlegające, przywieść każę i rachunki po powrocie załatwię, a teraz jedź...
Małka nie mogła odgadnąć, gdzie się młody człowiek podział. Szukała go wzrokiem na wszystkie strony, posyłała Mojsia, żeby go znalazł — napróżno.
Ponieważ wszyscy, zajęci licytacyą, lub przez ciekawość zwabieni, gromadzili się przed domem na dziedzińcu, więc nikt odjeżdżającej z po za ogrodu bryczki nie zauważył.
— Gdzie się ten gałgan podział? Gdzie on się podział? — zapytywała męża.
— Albo ja wiem? Przepadł, może go już dyabli wzięli?
— O, aby jeszcze nie teraz!
Mojsie drgnął.
— Słuchaj-no, Małciu — rzekł — skoro przyjechałaś na licytacyę, to trudnij się kupowaniem ruchomości, ale nie ucz dyabłów, kiedy mają brać takich puryców. Na to nigdy nie zawcześnie, a nie twoja głowa do tego, żebyś im miała terminy wyznaczać.
— Ty, Mojsie, głupi jesteś! — rzekła ze zło-