Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/357

Ta strona została uwierzytelniona.

manem, tak mi przykazywał. Niech to nie będzie w złą godzinę wymówione, ale widzicie i słyszycie co się dzieje. Piorun może...
— Cicho; cicho, daj pokój. Chcesz stać — stój!
Zrobiła się cisza wśród podróżnych. Wszyscy szeptali modlitwy, aby Bóg odwrócił nieszczęście.
Rypsowa wciąż wzdychała; nie mogła ona odżałować, że puściła się w taką niebezpieczną podróż razem z Małką.
— Ja wiem — mówiła do swoich sąsiadów na wozie — wiem, gdzie jest przyczyna burzy, co nam przynosi nieszczęście. Ta wystrojona lalka, ta wspólniczka szatana, ściągnęła burzę, oby na nią samą spadła!
Jęki i lamenty pani Rypsowej przeszły bez wrażenia, każdy bowiem o sobie tylko myślał i o siebie się bał — i w śmiertelnej trwodze zeszła prawie cała godzina. Wreszcie deszcz ustał, niebo wypogodziło się i na hasło Berka, karawana wozów pociągnęła dalej ku Czarnemubłotu.
O ile wyjazd był bardzo wesoły, o tyle powrót smutny.
Dużo rzeczy uszkodziło się i przemokło, a bohaterowie, zajęci suszeniem spłukanej przez deszcz garderoby, nie mieli ochoty do opowiadania szczegółów, wypadków i wrażeń doznanych.