Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/364

Ta strona została uwierzytelniona.

nie wystąpiła w nowej sukni, ale w dość zniszczonym kaftanie, nie miała na sobie biżuteryj. Mojsie postanowił w duchu, że z nadejściem wieczoru zakomunikuje wiadomość o tym fakcie Engelmanowi i obadwaj, wspólnemi siłami, zaczną z niego snuć wnioski. Jest to bardzo przyjemne zatrudnienie, godne ludzi wyższego umysłu.
W drugiej stancyi „pod Łabędziem“ było pełno, a nad głowami zgromadzonych unosił się gęsty obłok dymu z fajek, cygar i papierosów, coraz bardziej w modę wchodzących.
Wasążek siedział przy osobnym stoliku z kilkoma szaraczkami i popijał piwo, gdy nadbiegł zadyszany Jukiel.
— No, panie Walenty? — zapytał — róbmy koniec. Co wasan myśli?
— Co chcesz?
— Ja chcę, żeby już raz był koniec. Cały ten interes uprzykrzył mi się; więcej tracę czasu, niż to warto.
— Ja to samo powiadam.
— Wasan to samo powiada! Ja się dziwię. Wasan wciąż powiada, że zgoda, że dobrze, a pieniędzy wasan nie pokazuje. Takim sposobem nigdy nie dojdziemy do ładu!
— Owszem, ja choćby i dziś.
— No, to płać wasan.
— Akurat w tej chwili nie mam, ale spodzie-