Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/368

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy wasan słyszał, co Walenty mówił do mnie „pod Łabędziem?“
— Słyszałem.
— Co wasan myśli, czy to może być prawda, czy też łgarstwo jest?
— Może być i tak i tak.
— No, przecież wasan szwagier jest, powinien wiedzieć. Jak się wasanu zdaje?
— Widzi Jukiel, to tak. Walenty dużo procesów miał — i swoich i za cudzemi, bywało, chodził, bo nie ma co mówić, głowacz to wielki do takiej roboty. Wyroków u niego pełna skrzynia, to też i nie dziw, jeżeliby gdzie jeszcze jakie należności miał.
— Naprawdę?
— A juści...
— A wasan nie wie, jakie to należności?
— O, żebym ja wiedział, tobym zaraz i swojego dochodził, bo to my ze szwagrem różnych starych rachunków mamy dość. Prawowanie pomiędzy nami było nie jedno i nie dwa — ale nie wiem. Przypominam ja sobie, że on przy parcelacyi paru majątków się kręcił, kupców na grunt sprowadzał, porękawiczne duże miał dostać. Nie dostał. Procesował, sprawę wygrał, na hypotekę wszedł. Możnaby spenetrować, żeby czas był, ale w naszym stanie biednym od gospodarstwa trudno się oderwać, a po drugie, jeżdżenie po miastach, szukanie, to koszt znaczny... Ale wypłynie to kiedyś na