Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/374

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak — potwierdził Uszer Engelman — szyjcie parasol; niech was to nie zraża, że będzie on zrobiony z kawałków, taki jest znacznie mocniejszy i wytrwalszy, bo jeżeli na jaki materyał da się łatę, na tę łatę jeszcze łatę i jeszcze raz łatę, to oczywiście te warstwy będą o wiele mocniejsze, aniżeli sam materyał z nowości.
— Aj, aj! — odezwał się krawiec Mordka — nasz Uszer każdą myśl ślicznie sfastrygować potrafi. Na moje sumienie, on mówi, jak najlepszy krawiec!
— Ładny komplement! Mordka niech pilnuje swego fachu; jeszcze nie przyszedł czas, żeby krawcy sądzili słowa uczonych! — zawołał oburzony Mojsie Fisch.
— Tymczasem — odrzekł Mordko — prawo tego sądu przywłaszczają sobie... szynkarze!
— Cicho, cicho! Nie kłóćcie się. Nie jest to czas stosowny do prowadzenia bezowocnych sporów; lepiej oddajcie się wszyscy myśleniu. Wiadomo wam, że czas jest brzydki i że powietrze teraźniejsze nie bardzo sprzyja delikatnym ludziom. Puszczajcie wasze głowy w gwałtowny ruch — rzekł Jankiel Bas.
— Od początku świata tak było — dorzucił sentencyonalnie Engelman — że wykpiwaliśmy się od różnych, nieraz bardzo przykrych i niemiłych interesów, więc i teraz znajdzie się jakiś sposób.
Pocieszeni tą myślą, członkowie zgromadzenia