Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/380

Ta strona została uwierzytelniona.

— Przepraszam, panie bracie — mówiła — ale byłabym bardzo lichą gospodynią, gdybym przez tyle lat nie potrafiła zebrać na dwie skromne wyprawy. I to panu bratu wiedzieć trzeba, że obie dziewczęta dostaną porówno, tyleż wszystkiego Jadwinia, ile Zosia; a jak im jeszcze w dzień ślubu trochę pieniędzy dam, to się chyba brat nie rozgniewa?
— Pani siostro, ktoby się na panią siostrę gniewał? Zacna kobieta jesteś z kościami!
— Swoją drogą nie chciałeś mojej rady słuchać i byłbyś dziecko zmarnował.
— Nie mówmy już o tem. Chciałem jak najlepiej, byłem w błędzie, przepadło!..
— Tak, bracie, nie ma o czem wspominać. Cieszmy się raczej, że nasza Zosia będzie szczęśliwa. Chłopiec uczciwy i dzielny, pracy się nie ulęknie, a kochają się! Panie bracie, jak oni się kochają, to coś nadzwyczajnego!
— Jak młodzi. Cóż w tem za dziw?
— Właśnie, że dziw, bo dobrali się, jakby w korcu maku dwa ziareczka. Ja od pierwszego wejrzenia, gdy Staś pierwszy raz był u nas, zrozumiałam, przeczułam, że to się dobrze skończy, tak mi się przynajmniej wydawało. I niechże mi kto powie, że nie ma przeczuć? Owszem, są, tylko trzeba mieć serce. Kto kochać nie umie, ten i przeczuć nie potrafi. Tak się to przedstawia w mojej kobie-