Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/386

Ta strona została uwierzytelniona.

— Proszę cioci, gdy Zosia wyjdzie już za mąż, to czy ja mam mówić do pana Stanisława: panie Stanisławie, czy też „ty?“
— Naturalnie, że „ty.“
— Ja nie będę śmiała.
— Proszę, nie masz śmiałości? A może chcesz zachować powagę.
— Ja mam ochotę wytargać go za uszy, moja ciociu, za to, że jest taki nudny i ciągle wzdycha, ale także nie śmiem... Zresztą, zobaczymy.
W dzień wesela Zosi, zaraz po południu, wybrał się Rokita do Czarnegobłota, aby tam zobaczyć się z Chasklem, który jakby naumyślnie wyjechał.
Jakby naumyślnie, bo na dzień następny wyznaczony był termin sprzedaży całego dobytku Rokity.
Chłop nie wierzył, żeby to mogło przyjść do skutku, nie przypuszczał ani na chwilę. Kiedy baba zaczęła płakać i zawodzić, że ją z dziećmi na ulicę wyrzucą, że ją z wszystkiego mienia wyzują, pocieszał ją i próbował uspokoić, że Chaskla uprosi, aby ten fatalny termin odroczył.
— Już mu się do reszty zaprzedam — mówił — wszystko, co zechce tylko, dam, do najcięższej roboty się zaprzęgnę dla niego, niech mi jeno da siedzieć w tej chałupie. Dzieci podrosną, zaczną robić u ludzi, zbierze się trochę grosza i wykupimy się kiedyś... Tymczasem niech tylko siedzieć da...