Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/388

Ta strona została uwierzytelniona.

całą kwaterkę mocnej, najmocniejszej, jaka jest. Wypił duszkiem, rzucił kilka miedziaków szynkarzowi i wyszedł wzmocniony. Doznawał takiego wrażenia, jak gdyby płomień miał w piersiach, a przytem był tak blady, tak kredowo blady, że aż ludzie, patrząc na niego, stawali.
Chaskiel stał na środku rynku i rozmawiał z kilkoma żydami, gdy Rokita nadszedł i dotknął go zlekka w ramię.
Żyd się obejrzał.
— Co chcesz?! — zapytał opryskliwie.
— Chasklu, ja do was potrzebę mam — rzekł chłop pokornie.
— Ja do ciebie nie mam żadnej potrzeby, idź sobie!
— Chasklu!...
— No, no, słuchajcie-no — rzekł Chaskiel do żydów — ten chłop ma do mnie interes!... Ładny interesant! No, co chcesz? Masz zboże do sprzedania, może konia, może bydlę? Owszem, daj, ja kupię. Ale ty nie masz nic do sprzedania; wszystko, coś miał, toś przemarnował, przepiłeś, czego teraz żądasz odemnie?
— Chasklu, ja parę słów na osobności chcę wam rzec.
— Gadaj przy ludziach, ja nie potrzebuję żadnych osobności.
— Więc przy ludziach powiadam. Chasklu,