Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/390

Ta strona została uwierzytelniona.

drzejszy od samego sądu. Tyś zabrał moje pieniądze, moją pracę, moją krew i żądasz, żebym ja tobie folgował...
— Więc nic od was nie uzyskam, nie uproszę, nie ubłagam, mam zginąć marnie, jak robak... Chaskiel!
Żydzi, otaczający Chaskla, śmiać się głośno zaczęli, rzucając różne uwagi w żargonie.
Bawił ich widocznie ten olbrzym, to uosobienie siły fizycznej, płaszczącej się w pokorze przed takim drobnym, wątłym żydkiem.
— Chasklu — powtarzał Rokita — więc nic nie uproszę, nic nie uzyskam?...
— Idź do cholery, ty pijaku, ja wcale nie mam przyjemności z tobą rozmawiać. Wynoś się do dyabła!...
Chłop wstrząsnął się, jak pies, gdy go zimną wodą obleją, mruknął przez zęby jakieś przekleństwo, a pięść jego zaciśnięta, z szybkością błyskawicy opisała łuk i niby młot żelazny ugodziła w skroń Chaskla.
Stało się to w jednem mgnieniu oka, żyd padł na ziemię bez ruchu.
— Gwałt! rozbój! — wrzeszczeli inni. — Ty łajdak! ty zbójca! Trzymajcie go!
Ale zbójca uciekać nie myślał, stał nieruchomy, jak głaz i wpatrywał się w leżącego, mrucząc: