Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/391

Ta strona została uwierzytelniona.

— Chasklu, toć zgódźmy się przecie... Co chcesz, jak chcesz, odrobię...
Żydzi zaczęli Chaskla cucić, sądząc, że zemdlał; jeden pobiegł po doktora, lecz zanim ten przyszedł, znalazł się felczer Icek, pochylił się nad leżącym, dotknął go i zawołał:
— Nie żyje!
— Nie żyje! Zabił! Zamordował! — wołali inni.
Zrobił się wrzask piekielny, a w chwilę później tłum ludzi zgromadził się na rynku. Rozlegały się krzyki, przekleństwa, a Rokita stał wśród tej gromady, blady śmiertelnie, prawie nieprzytomny, może nawet nierozumiejący, co się stało.
Rzucono się do niego, chciano bić, wiązać, ale chłop odepchnął najbliższych i stanął w pozycyi obronnej.
Burmistrz spieszył na miejsce wypadku, a za nim kilku mieszczan; już mu powiedziano co się stało.
— Tyś zabił? — zapytał Rokitę.
— Bóg świadkiem, nie chciałem, jenom go trącił, ręka ociężała z żałości. On mnie wpierw jeszcze zabił...
— Słyszy pan, co ten zbrodniarz gada!... Chaskiel jego zabił! My jesteśmy świadki, my byliśmy przy tem!
— Weźcie go! — rzekł burmistrz do mieszczan.