Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/394

Ta strona została uwierzytelniona.

— Uszer, ja się boję.
— Czego wy się boicie, Mojsie?
— Chłopy są teraz bardzo harde. Oni się całkiem zepsuli, oni nie mają delikatności; ciężko żyć wśród takich zbrodniarzy. Dlaczego wy nic nie mówicie, Uszer?
— Ja myślę o tym wypadku.
— Cóż można myśleć? Zbrodniarz jest zbrodniarz.
— To prawda, ale prócz tego, ja mam jeszcze inne swoje kombinacye; mam w głowie takie smutne myśli, że tylko zapłakać.
— Ja się wcale temu nie dziwię, Uszer. Ktoby nie zapłakał, patrząc na taką brzydką, taką nieszczęśliwą przygodę? Kogo serce nie zaboli wobec widoku morderstwa? Co to jest?... Taki Chaskiel idzie za interesami, rozmawia, handluje... Naraz przychodzi chłop, uderza go i zabija. Czy to nie jest straszne? Czy sama wiadomość o podobnem zdarzeniu nie wywołuje dreszczu? Ja przynajmniej, gdym się dowiedział o wypadku, uczułem zimno, bardzo dotkliwe zimno w całych plecach.
— Posłuchajcie, Mojsie — rzekł Uszer — jesteśmy sami, możemy mówić swobodnie. Nie zaszkodzi, jeżeli w umiejętny sposób zaczniemy obrabiać ten wypadek. Najpierw w trzech wyrazach opowiedzmy, co się stało. Niech to Mojsie sformułuje.