Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/42

Ta strona została uwierzytelniona.

Jeżeli kto widzi w tem co złego, niech mu oko wypłynie, żeby nie widział zadużo.
Niekiedy jednak Mojsie Fisch nie mógł się oprzeć brzydkiemu uczuciu zazdrości. Raz naprzykład zdawało mu się, że dzierżawca z Zatraceńca zbyt pilnie i cokolwiek zadługo podziwia nową bransoletę na ręku Małki.
Uczuł Mojsie, że krew się w nim burzy, ale narazie poznać tego po sobie nie dał; dopiero wieczorem, kiedy już w sklepie i w zajeździe ucichło, kiedy goście porozjeżdżali się, ośmielił się powiedzieć do żony:
— Słuchaj-no, Małka, mnie przykro wymówić to słowo, ale...
— Cóż?
— Są interesa, których ja nie rozumiem.
— Wielka nowość! — odrzekła żona — na dziesięć interesów z pewnością jest dziewięć takich, których twój umysł objąć nie zdoła.
— Czy masz mnie za głupca?
— Przeciwnie, uważam cię za bardzo mądrego człowieka, ale rozum twój zdatny jest do szkoły żydowskiej, nie zaś do interesów i nie do handlu. Ty się wcale nie znasz na tem.
— Przepraszam cię bardzo.
— Nie ma za co, każdemu zdarzy się powiedzieć głupstwo, a uczonemu człowiekowi najczęściej.