Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/44

Ta strona została uwierzytelniona.

— I to ci się nie podoba?
— Nie.
— To bardzo dobrze.
— Ja jestem twój mąż, ty powinnaś mnie słuchać!
— Owszem, owszem, już słucham; obaczysz, co tu będzie za tydzień?
— Będzie jarmark.
— Jak dla kogo.
— Dla całego miasta.
— Dla nas nie; ponieważ nie podoba ci się, że ja się śmieję, rozmawiam i patrzę na ludzi, więc będę cały dzień płakała, schowam się na strych, albo do piwnicy i nie powiem do nikogo ani jednego słowa. Zobaczymy wtedy, jaki będziesz miał jarmark i co utargujesz.
— Przecież ja nie chcę, żebyś się miała chować przed ludźmi; wszak mamy sklep i zajazd.
— Ja już sama teraz nie wiem, czego ty chcesz i najlepiej zrobisz, jeżeli nie będziesz się wtrącał w nieswoje rzeczy.
— Ja przecież jestem mąż.
— Ja wiem, co ty jesteś, a co ja jestem, ty nie rozumiesz. Najlepiej zrobisz, jeżeli pójdziesz spać i przestaniesz mącić mi w głowie.
Z temi słowy energiczna pani Małka wypchnęła Mojsia za drzwi — i na tem się rozmowa skończyła.