Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/54

Ta strona została uwierzytelniona.

Pani Małka stara się, aby pod „Zielonym łabędziem“ było szykownie i elegancko, kazała więc swoim służebnicom trochę uprzątnąć izbę paradną, w oknach zawiesić nowe firanki z zielonej glasy, bo wiadomo, że teraz ludzie w ogóle komfort lubią i że elegancya w urządzeniu zakładu ściąga publiczność.
Na kilka dni przed jarmarkiem piękna pani Małka zawołała swego małżonka i rzekła do niego lakonicznie:
— Mojsie, dziś na noc pojedziesz w drogę.
— Owszem — odrzekł. — Dokąd mam pojechać?
— Dokąd? Alboż nie wiesz, że niedługo jarmark? Ty masz taką szczególną głowę, że nigdy o niczem nie pamiętasz.
— No, nie masz się o co gniewać. Małe dziecko wie, że nim nadejdzie jarmark, bywa czas przedjarmarczny i że każdy myśli o zakupie towarów, ale swoją drogą mógł się trafić interes całkiem inny. Ja myślałem nawet zrobić z Janklem małą współkę na kupno owsa.
— Ty nie zrobisz tej współki...
— Dlaczego?
— Bo ja ją już zrobiłam bez ciebie. Powiem ci więcej. Ja już nawet sprzedałam mój udział Dawidowi.
— Dawidowi?