Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/69

Ta strona została uwierzytelniona.

, co mnie do tego, ja mam swojego konia i biedkę — to dosyć dla mnie.
— Nie ma się co wstydzić; jeździli starodawne żydowie na wielbłądach, bo jeździli — i mannę, bywało, swego czasu, jedli, aż im się uszy trzęsły, ale że im coś do łba przystąpiło i zgrymasili, tedy muszą jeść czosnek. Może nieprawda, panie Jukiel?
Żyd ramionami ruszył.
— Panie Walenty — rzekł — na co wasan zaczepia tych starodawnych Izraelitów, co już od tysiąca lat pomarli. Oni już nie handlują, nie szachrują, oni już leżą w ziemi. Daj im wasan leżeć spokojnie i nie rusz ich, a jeżeli masz złość do dzisiejszych, to ich pozwij do sądu, albo rachuj się z nimi innym sposobem.
— Jukiel swój rozum ma, a ja swój.
— To wielka prawda; zostańmy każdy przy swoim, a jeżeli asan chce, to możemy zrobić handelek na co innego.
— No, no, nie mamy się o co sprzeczać. Tak sobie oto powiedziałem, aby gadać. W drodze się nudzi, porozmawiać więc dobrze. Nie?
— Dlaczego — owszem.
— Cóż wasz dzierżawca w Zatraceńcu?
— Piękny kawaler.
— Ma się rozumieć, że piękny. A rychło z Zatraceńca wyleci?
— Tymczasem siedzi.