Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/70

Ta strona została uwierzytelniona.

— Toć i pies na płocie niekiedy siedzi, ale nie utrzymuje się mocno i zleci... On też jakoś, podług mego rozumu, nie inaczej siedzi, jeno po psiemu...
— Jeszcze mu kontrakt służy na sześć lat.
— Bywa, że i przed kontraktem dzierżawcy wychodzą, albo ich eksmitują. Nie dzisiejszy ja człowiek, zęby na prawie zjadłem, a widziałem eksmisyj więcej, niż mam włosów na głowie. A Jukiel wie, co to jest eksmisya, co?
— Dlaczego nie miałbym wiedzieć! To jest bardzo głupi interes.
— Wasz dzierżawca pozna go niedługo bliżej.
— Co pan Walenty w tem ma? Może pan sam chce wziąć Zatraceniec? Może pan ma amatora?
— Może sam wezmę, może kogo mam, a może sobie jeszcze co inszego myślę, to już mój interes.
— No! w takim razie po co czekać aż pan Różański wyleci? Lepiej iść wprost do niego i porozumieć się. Dajcie dobre odstępne, on nie będzie się upierał. Zarobi trochę i pójdzie dalej. Czy mało na świecie majątków do wydzierżawienia? Chce pan Walenty, ja mogę być do tego interesu faktorem, usłużę nie drogo, aby tylko cokolwiek, aby darmo gęby nie psuć.
— Albo on zechce odstąpić?
— Niech się pan Walenty nie boi, nie żałujcie pieniędzy, a Zatraceniec będzie wasz na całe sześć lat. I nie dość na tem. Jak się sześć lat skończy,