Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/71

Ta strona została uwierzytelniona.

to Jukiel będzie umiał trafić do plenipotenta hrabiowskiego i tak interes nakręcić, żeby z wami zrobili kontrakt jeszcze na dwanaście lat. Pan Walenty myśli, że ja plenipotenta nie znam, że ja w Warszawie nie bywam, że nie wiem, gdzie on mieszka? Oj, oj! żebym ja tak drogę do szczęścia znał, jak znam całą Chmielną ulicę i jego mieszkanie! On jest wielki pan, on dużo krzyczy, wielkie fanaberye potrafi, ale swoją drogą z nim można. Z każdym można, tylko trzeba umieć.
— Na bok! z drogi! — rozległ się głos za nimi.
Jukiel skręcił na bok i czapkę zdjął pokornie. Wasążek jeszcze bardziej kaszkiet na bakier nasunął i ani na krok nie ustąpił.
— Dla wszystkich droga równa! — mruknął.
Nikt mu nie odpowiedział; stangret w czapce z galonami zręcznie wyminął szlachcica i zasypał go tumanem kurzawy. Zgrabna bryczka, zaprzężona w parę tęgich koni, mignęła się tylko.
— Z drogi! — mruczał Wasążek. — Patrzcie go, jaki pan! On będzie na mnie krzyczał: z drogi! Wielka figura! Zawsze, co ja, to ja; urodzony, tutejszy, na własnych śmieciach siedzę, a on co? Dyabli go wiedzą, zkąd przyszedł i dyabli go wiedzą dokąd pójdzie, prawda Jukiel?
— Co wasan do niego cierpi?
— Co mam cierpieć! Niech go licho porwie!