Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/78

Ta strona została uwierzytelniona.

krzyczał, że jest skrzywdzony, że w taki sposób może cały majątek stracić, a tymczasem, na drodze, przed zamkniętą rogatką, gromadziło się coraz więcej fur, wozów, bryczek, bydła i trzody. Chłopi krzyczeli, klęli, odgrażali się; niejeden, gorętszego temperamentu, z wozu zeskakiwał i nie zważając na słuszność sprawy, dzierżawcy wygrażał, co przecież było niedelikatnością wysoką.
Przeraźliwy kwik stworzeń nieczystych napełniał powietrze, klątwy i złorzeczenia wzmagały się, dzierżawca o mało nie płakał ze złości i życzył swoim wrogom, żeby w godzinę śmierci mieli taki niepokój, taki czarny, taki brzydki dzień.
Nareszcie chłop wydobył z kalety kilka miedziaków, szlaban się podniósł i liczne wozy, zawadzając jeden o drugi, wtłaczały się do miasteczka.
Co pół godziny, co kwadrans, powtarzała się taka sama historya. Poborca rogatkowego ochrypł, żona jego, dzieci i mąż zaufania, zupełnie utracili siły od targowania się i wrzasku.
Coraz trzeba było szlaban zamykać i coraz awantury przechodzić, coraz nową falę ludzi i zwierząt do miasta wpuszczać.
Gwałt jednak przy rogatce, w porównaniu z gwałtem, jaki się dział w samem miasteczku, w rynku, mógł się wydawać niby łagodny szmer strumyka wobec ryku oceanu podczas gwałtownej burzy.