Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/82

Ta strona została uwierzytelniona.

Na to wpadł zaraz zadyszany „myszures“, stały majordomus zajazdu i kłaniając się nisko, zapytał:
— Co wielmożny pan rozkaże?
— Nie był tu jeszcze Jankiel?
— Nie, ale nadejdzie, tylko patrzeć; jeżeli pilno, mogę polecieć po niego.
— Dobrze, powiedz mu, że ja przyjechałem i czekam.
— Zaraz lecę, już lecę! Czy mam kazać stangretowi, żeby do stajni zejechał?
— Naturalnie. A gdzie gospodyni?
— Pani Małka w sklepie jest, ale ona tu zaraz przyjdzie. Jak się tylko dowie, że wielmożny pan przyjechał, to w ten moment przyjdzie.
Jeszcze nie dokończył tych słów, gdy Małka weszła.
— Taki gość! — rzekła z uśmiechem — taki rzadki gość, to jest zdarzenie, naprawdę.
— Jakże się pani miewa? — zapytał, biorąc ją za rękę.
— Nie życzę moim wrogom, żeby się tak mieli, jak ja.
— Co pani zawsze tych wrogów ma na myśli? Któż oni są? Może i ja do ich liczby należę?
— Fe, jak można tak niedobrze myśleć o mnie? Chociaż...
— Co?
— Pan dobrze wiesz co. Pan lubisz czasem