Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/84

Ta strona została uwierzytelniona.

i kolczyk. No, i naprawił. Później reperacya tej blacharskiej reperacyi kosztowała mnie kilka rubli. Ach! co pan najlepszego zrobił! Kamyk zginął, taki kosztowny kamyk! Doprawdy, dla mnie duża szkoda jest.
— Szukajmy.
Nachylili się oboje i zaczęli szukać. Mojsie, spieszący z koszem butelek do drugiej stancyi, zobaczył to przez drzwi nawpół otwarte.
Na razie nic nie rzekł, ale pomyślał sobie, że taka wspólna czynność jest bardzo podejrzana i że można o niej myśleć i tak i owak i jeszcze inaczej... Co oni mogli zgubić i czego szukają?
Kamyk się nie znalazł, piękna kupcowa była bardzo zafrasowana.
— Niech-no mi pani da tę bransoletkę — rzekł młody człowiek.
— Na co?
— Wybieram się do Warszawy w tych dniach, więc każę wstawić nowy kamyk. Zapewne był to brylancik?
— Oj, i jaki brylant — odrzekła z westchnieniem — bardzo ładny, duży brylant.
— Zapewniam panią, że i ten, który każę w stawić, nie będzie mały, a jeżeli znajdą się przy nim jeszcze jakie inne klejnociki, to chyba pani wielkiej przykrości nie sprawi?
— Komu to klejnociki mogą sprawić przykrość?