Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/85

Ta strona została uwierzytelniona.

— I nie będzie mnie pani uważała za swego wroga?
— Nie mówmy o tem. Sam pan wie, że tak nie jest. Pomówimy o tem kiedyindziej; dziś jarmark, ja muszę wracać do sklepu. A może panu czem służyć?
— Wyjdę teraz na miasto. Zobaczę konie, za pół godziny wrócę, to mi pani każe dać co zjeść.
— Dobrze, owszem.
— A gdyby Jankiel przyszedł, niech go pani wstrzyma.
— Na co panu Jankiel?
— Pieniędzy mi trzeba, może pożyczy, może trochę zboża kupi. Obedrze mnie porządnie.
— Dlaczego?
— Bo to żyd twardy, jak kamień.
— Niech się pan nie lęka, moja w tem głowa, żeby on był miękki, jak wosk.
— Dopomoże mi pani?
— Pan się pyta? A kiedyż to ja panu nie chciałam pomódz? Ja zawsze po pańskiej stronie.
Słowom tym towarzyszył tak przyjemny uśmiech, że młody człowiek byłby chętnie zepsuł drugą bransoletkę, ale nowi przybysze weszli do „salonu.“
W kwandrans później, Mojsie spotkał Małkę w sieni. On szedł po nowy transport butelek, ona wybiegła, aby zawołać służącę.