Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/88

Ta strona została uwierzytelniona.

spostrzeże, kiedy ciężaru niepotrzebnego się pozbył.
W dzień jarmarczny chirurgowie czarnobłoccy najgorliwiej i najenergiczniej pracują. Ledwie jednego pacyenta zoperować zdążyli, już drugi jest na stole, a trzeciego odurzają, żeby był gotów.
Zajazd „pod Zielonym łabędziem“ podobny jest w tym dniu do olbrzymiej kliniki, w której pacyentom jest tak przyjemnie, jak gdyby napełniona była gazem rozweselającym. Tak tam gwarno i huczno, tak szkło brzęczy, tak się pacyenci śmieją, że patrzący z boku mógłby mniemać, iż się im coś bardzo przyjemnego wydarzyło, lub że wspólną a radosną uroczystość obchodzą.
W paradnej sali młody dzierżawca w dość niedbałej pozie zasiada na kanapie, pani Małka chloroformuje go pełnem obietnic wejrzeniem ogromnych czarnych oczów, tudzież winem, które dla tak rzadkiego i nadzwyczajnego gościa sama własnoręcznie z piwnicy przyniosła.
Główny chirurg i sławny operator, Jankiel Bas, z niezmierną powagą gładzi brodę, jego dwaj asystenci, Tobiasz Glancman i Noach Szparag, gestykulują na stronie i wiodą między sobą spór bardzo ożywiony.
Jankiel Bas, jak trafnie przewidywał dzierżawca, jest dziwnie twardy, jest tak twardy i nieugięty, jak sztaba żelazna. Pani Małka usiłuje go