Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/90

Ta strona została uwierzytelniona.

W przemówieniach jego czuć gorycz i zniechęcenie.
— Pan zapewne sądzi, że zboże jest towar. Nie zawsze, jak czasem. Niekiedy jest dobry towar a niekiedy bywa wart tyle, co śmiecie.
— Moja pszenica jest prześliczna; widział Jankiel zapewne, przejeżdżając przez Zatraceniec.
— Owszem, widziałem, bardzo ładna pszenica, ale cóż z tego, kiedy teraz cena brzydka; kto kupuje w tym roku, jest wielki ryzykant, może grubo stracić.
— Dlaczego?
— Dlatego, że przychodził taki telegraf do Gdańska, że w Ameryce szlachta ma ogromny urodzaj w tym roku, że cały świat pszenicą zasypie; Węgry też mają zboża więcej niż zawsze — wszędzie urodzaj, na całym świecie urodzaj — zboże będzie za bezcen i w małym ruchu. Kto może chcieć kupować?
— Jankiel kupi — rzekła pani Małka z uśmiechem. — Ja wiem, że Jankiel kupi.
— Kupię, ale bardzo tanio.
Wymienił cenę, dzierżawca aż się zerwał z kanapy.
— Ależ to niesposób?
— Niema w handlu gniewu, niema w handlu przymusu. Niech się pan wstrzyma do wiosny, może będą ceny lepsze, może się trochę poprawi.