Nocą tylko myszkuje jak borsuk, zwierzynę niszczy, drzewo kradnie, i dopieroż, z kochanym Abramem w handelek się bawi. Abram też znany cygan jest, kradzione kupuje, co właśnie jakoby sam kradł.“
„Ja bardzo proszę prześwietnego sądu,“ odezwał się Abram, „całe to paskudne gadanie żeby było zapisane. Ja pana Barnabego będę skarżył o potwarz.“
„Dość,“ rzekł sędzia, „Mateusz Sikora, czy masz jeszcze co do powiedzenia?“
„Mam.“
„Więc mów.“
„A to dopraszam się łaski prześwietnego sądu, żeby tego pijaczynę ekonoma i Kogucińskiego wsadzić do kozy za bałamucenie sądu i spokojnych ludzi, jako, że każdy ma swoje zatrudnienie.“
„To nie należy do sprawy,“ mruknął sędzia, i wraz z ławnikami opuścił salę.
„Poczekaj, kochany Mateuszku,“ rzekł Barnaba, „wnet się o swoim losie dowiesz. Jak posiedzisz z pół roku w kozie, to ci dębina nie będzie pachniała.“
„Aj, proszę pana Barnabego,“ rzekł Abram, „za co pan taki zawzięty? za co pan chce gubić Mateusza i pisaniem i gębą i nawet nosem, kiedy ten człowiek całkiem niewinny jest. Za co pan go chce gubić?“
„Bo kradnie.“
Strona:Klemens Junosza-Kłusownik.djvu/101
Ta strona została uwierzytelniona.
— 95 —