się odświętnie w nowy kamlotowy żupan, przepasywał biodra czarnym pasem wełnianym, na głowę wkładał bardzo piękny kołpak lisi i tak wystrojony szedł do bóżnicy. Powróciwszy do domu, zastawał już świeczki zapalone, stół nakryty i zabierał się do wspaniałej uczty. Pił mocną szabasówkę, jadł chałę, rybę, kawałeczek mięsa, potem ze współlokatorami swymi śpiewał „majufes,“ potem czytał trochę nabożną książkę, potem kładł się spać i spał snem mocnym. Rano znów szedł do bóżnicy, modlił się potem jadł, czytał, spał, znów jadł, śpiewał i znów spał, właśnie jak przystoi na męża który przez sześć dni dość się natrudził nagadał, nahandlował, a siódmego dnia chce użyć wczasu i wypoczynku.
W szabas Abram nie myślał nawet o skórkach, ani o zwierzynie, ani nawet o Mateuszu, tylko odpoczywał i ciałem i duchem. Przez cały dzień w myślach jego przesuwały się różne wspaniałe obraz; przeszłości biblijnej, dopiero pod wieczór gdy szarzeć zaczynało i gdy niebawem gwiazdy miały na niebie zabłysnąć, do głowy Abrama powracały skórki zajęcze.
Właśnie w sobotę wieczorem, gdy światło zapalono, przed dom Abrama zajechał saneczkami Mateusz. Abram ujrzawszy go pomyślał:
Strona:Klemens Junosza-Kłusownik.djvu/104
Ta strona została uwierzytelniona.
— 98 —