rek na odnowienie kołnierza przy futrze i że rządzca z Kobyłek marzy od dawna o sprawieniu sobie lisiurki. Interes gotów, nawet dwa interesa, tylko ten Koguciński twardy chłop. Uparł się jak kozieł nie chce ustąpić. Powiada: „wolę wcale nie sprzedać, niż tanio sprzedać.“ Czysty waryat! Czysty waryat! Co on sobie myśli? Czy ja mu nie pieniędzmi płacę, czy mało zajęcy od niego wykupiłem?
Ostatecznie postanowił Abram udać się do Kogucińskiego osobiście. Mila drogi wcale nie wielki interes, zwłaszcza dla człowieka, który od wczesnej młodości tylko na piechotę handluje.
Bagatela to. Ileż mil drogi odbył w swojem życiu, od wioski do wioski, od miasteczka do miasteczka kursując!
I dziś postanowił pójść. Wprawdzie już się ściemnia, ale to bajki! droga znana i niedaleka, a przytem księżyc świeci.
Abram wdział na siepie gruby chałat, podpasał się krajką, lisią czapkę nasunął na oczy i poszedł.
Żona odradzała mu tej wyprawy.
„Słuchaj,“ mówiła, zanim wyszedł, „lepiej ty jutro rano idź, lepiej nocuj w domu, jak przystoi na bogobojnego sprawiedliwego żyda.
Abram nie słuchał.
Strona:Klemens Junosza-Kłusownik.djvu/15
Ta strona została uwierzytelniona.
— 9 —