Strona:Klemens Junosza-Kłusownik.djvu/19

Ta strona została uwierzytelniona.
—   13   —

wysokie, potężne; między niemi Abram bezpieczniejszym się czuje, odwagi nabiera, kroczy śmielej.
Kilka razy się potknął, parę razy zaczepił kapotą o jakiś krzak, ale to nie zatrzymywało go, szedł ciągle. Miarkował, że już musi być dość późno, i to przejmowało go obawą. W zwykłych warunkach mógł był już od godziny być w chacie Kogucińskiego, a teraz sam nie wie, gdzie jest. Może blizko od niej, może daleko. Kto podczas zawiei potrafi zbadać, w jakiem się miejscu znajduje?
Abram czuł, że pomimo zimna krople potu występują mu na czoło, przyspieszył kroku, jak gdyby uciekając przed nieznanem niebezpieczeństwem.
Naraz rozległ, się jakiś dziwny krzyk.
Co to jest? Żyd stanął, zaczął nasłuchiwać. Krzyk powtarzał się raz po raz płaczliwie, a dochodził z tej właśnie strony, w którą Abram dążył.
Czy iść naprzód, czy wrócić się?
Zdawało się Abramowi, że ten krzyk obcym mu nie jest, że już go nieraz w życiu słyszał... owszem, nawet dość często słyszał, lecz kiedy? gdzie? w jakich okolicznościach? Kiedy przed paru miesiącami kupił gęś, i zamknął ją w drwalni, ona zupełnie tak samo krzyczała, ale szczególna rzecz, cóżby teraz gęś miała robić w lesie, nocną porą,