Z powierzchowności Sikora wcale na wielkiego myśliwca nie wyglądał, był chłop niepokaźny, nizki, krępy, o twarzy wygolonej, nie zdradzającej ani inteligencyi, ani sprytu; tylko w małych, czarnych oczach jego malowało się życie i przebiegłość. On od tylu lat ścigał zwierzynę i sam nieustannie był ścigany od ludzi, którzy o własności wyrobili sobie najdziwaczniejsze pojęcia. Gdy Mateusz tropił zwierzynę, jego samego tropili gajowi, leśniczowie, nadleśni. Umiał ich jednak unikać. Borsuk nie potrafił tak zręcznie skryć się w jamie, zając nie umiał tak przycupnąć w podorywce, jak Mateusz wywijał się swoim prześladowcom.
I za co go prześladowali? Za co grozili mu karami, sądem, a niekiedy nawet dobrym nabojem śrótu?
Musimy się zapoznać bliżej z Mateuszem. Był to niebogaty człowiek. Miał całej fortuny dziewięć morgów, z serwitutem na lesie i na ugorach; miał stodołę, oborę i zwykle chłopskie obejście, konia, kilka sztuk bydła, trochę gadziny. Dla jednego byłoby to aż nadto, ale Mateusz nie był jeden. Nie licząc dozgonnej towarzyszki życia, miał dwóch synów, dwie synowe, córkę i zięcia, Wszystko to siedziało na owych dziewięciu morgach, chciało jeść dobrze, ubierać się, a nawet i pieniądze składać, bo już taka
Strona:Klemens Junosza-Kłusownik.djvu/25
Ta strona została uwierzytelniona.
— 19 —