podług nich wszystko jest kradzieżą; a czy kto bierze tylko, czy kradnie, nazywają go jednakowo złodziejem...
Wtem właśnie krzywda i niesprawiedliwość.
Idzie Mateusz, rozmyślając o tem, idzie, nie patrząc na drogę, którą na pamięć zna... idzie szybko, bo mu zimno, bo wiatr dojmujący dmie przez sukmanę, przez kożuch, wierci jak świderkiem, aż do kości.
Taki najgorszy. Lepiej w trzaskający mróz wędrować, niż podczas wiatru.
Już jest las, jeszcze kawałek do chaty Kogucińskiego, najwyżej pół godziny drogi. Trzeba pospieszyć.
Stary wyga Kogut, przez grzeczność Kogucińskim nazwany, choć jego dziad i pradziad Kogutem po prostu się zwał, ma różne sposoby na rozgrzanie. Drzewa nie kupi, więc piec u niego w izbie zawsze gorący, a i flaszę niejedną chowa w ukryciu... Taki ma życie porządne. Pensya go dojdzie, ordynarya, fantowe, a i za skórki coś skapnie... Słowem pan, i nie goni go nikt, po sądach nie włóczy, wyrokami nie trapi, kozą nie grozi...
Śnieg ścieżki pozawiewał, ale to dla Mateusza głupstwo. Idzie śmiało, nie pyta, byle prędzej pod dach, do ciepłego pieca, do flaszy... Wiatr szkaradny z każdą chwilą się wzmaga... Szczęśliwy, kto nie potrzebuje domu w takiej chwili opuszczać!
Strona:Klemens Junosza-Kłusownik.djvu/34
Ta strona została uwierzytelniona.
— 28 —