co się pięciu gajowych nie zlękniecie, nie dalibyście rady biednemu żydkowi?... Co ja ważę?... ja nic nie ważę, trzy skórki zajęcze mają większą wagę, niż ja. Ciągnijcie, proszę was.
„Dalibóg, nie dam rady.“
„To co będzie?“ zapytał niespokojny Abram.
„Albo ja wiem?“
„Bójcie się Boga, Mateuszu, przecie ja tu nie mogę nocować w tym szkaradnym dole.“
Mateusz nie odpowiadał, namyślał się.
„Słuchajcie-no, Abramie,“ rzekł już po chwili, która się Abramowi wiekiem wydała, „tu jeszcze z godzinkę posiedzicie.“
„Co?“
„A tak. Wy tu zostaniecie, a ja pójdę po Kogucińskiego; we dwóch wydźwigamy was, ja sam nie potrafię. Odwiążcie sznur.“
„To nie może być, ja was nie puszczę,“ zawołał Abram pół z płaczem, „wy musicie mnie wydobyć!“
„Próbowałem, ale nie mogę.“
„Nie, wy możecie, wy musicie módz, ja wam każę módz, ja was proszę. Mateuszu, ja z wami tyle lat handlowałem, ja was nigdy nie ukrzywdziłem, ja was wynagrodzę, ja was pieniędzmi obsypię, ja wam całe dwa złote dam.“
Strona:Klemens Junosza-Kłusownik.djvu/43
Ta strona została uwierzytelniona.
— 37 —